poniedziałek, 23 grudnia 2013

List Czwarty



Dumnie szłam przed siebie, ubrana jak stuprocentowy facet. Wdychałam zanieczyszczone powietrze, które cuchnęło coraz bardziej, bo zbliżałam się do celu. Do Pałacu. Nie, nie można go tak dostojnie nazywać. To było więzienie, gdzie przebywali wszyscy, odkąd Fers zawrócił im w głowach. Byli jak maszyny, bezwzględne potwory wyłapujące kobiety i chłopców. Jakby ktoś wyrwał im serca z klatek piersiowych. 

Czułam, że moją misją jest nawrócenie Ich i naprawienie szkód w Genui.
W końcu stanęłam przed ogromną bramą wykonaną chyba ze stali i mosiądzu, ozdobioną wyrzeźbionymi mieczami i tarczami. Mury, które otaczały twierdzę Fersa były jeszcze potężniejsze. Jako nowy Pan i władca zapewne chciał odstraszyć nieproszonych gości. Czyli mnie. Ale nie uda mu się to.
Wzięłam głęboki wdech i rąbnęłam w bramę kijem znalezionym po drodze. Fala dźwięku przeszła wokół mnie, a strażnicy od razu zareagowali.
- Czego chcesz, gówniarzu? - zapytał gniewnie jeden z Nich, na szczęście nie rozpoznał mojej prawdziwej postaci.
- Przyjmijcie mnie pod swe skrzydła - starałam się aby mój głos był odpowiednio niski.
Strażnicy zbili się w grupkę i najwyraźniej przez chwilę o czymś dyskutowali. Potem odwrócili się do mnie.
- Nie masz tu czego szukać - warknął najwyższy z nich. Pewnie pełnił rolę przywódcy.
- Nie mam gdzie się podziać - łkałam jak kilkuletni chłopiec - Wszędzie bieda, w domu bieda, umieram z głodu! Czy nasz drogi Pan nie użyczy mi schronienia,gdyż dobrowolnie chce dołączyć do jego armii?
- Dobrowolnie powiadasz? - strażnik zamyślił się - Wchodź więc, bo im więcej nas, tym lepiej dla Pana.
To zdanie przeszyło mnie jak sztylet. Nieśmiałym krokiem przemierzyłam bramę i znalazłam się na samym środku placu twierdzy.
- Zaraz Twój Pan dowie się, że taki śmiały młody chłopiec zdobył się na odwagę i chce mu służyć - strażnik objął mnie ramieniem i dodał słodko - Witaj wśród Nas, bracie!
Modliłam się, aby jak najdłużej pozostać nierozpoznaną. Jednak w takich momentach człowiek traci jakąkolwiek wiarę.
- Chodź - jeden z Nich popchał mnie do przodu - Teraz przydzielimy ci pokój i już nigdy nie będziesz głodny i spragniony. Wyszkolimy cię, być godnie służył swemu Panu.
Zadrżałam. Na szczęście nikt tego nie zauważył. Bałam się. Bałam się, że nie ocalę Rokko i złamię daną mu przysięgę. Bałam się, że nie dożyje końca swej misji.
- Niech żyje Fers! - wykrzyknęli nagle wszyscy zebrani na placu.

Strach przejął nade mną kontrolę...

czwartek, 12 grudnia 2013

List Trzeci



Wuj doskonale rozumiał co czuję. Pozwolił mi odejść. Na pożegnanie rzucił tylko 'uważaj na siebie i tyle. Nic więcej. Kiedy uciekłam włóczyłam się wiele dni. Pewnego chłodnego wieczoru spotkałam w lesie Martę. Kobieta niczym zjawa wyłoniła się zza drzew. Przeraziłam się, gdy pierwszy raz ją ujrzałam. Była podstarzała, a jej oczy były zawsze przekrwione. Jednak kiedy zaproponowała mi gościnę w swoim małym domku, nie wahałam się. I taki był początek naszej przyjaźni. Co wieczór chodziłam zbierać drewno na opał, a ona przyrządzała przepyszne potrawy. Pozwoliła mi u siebie zostać. Momentami odnosiłam wrażenie, że jest jak moja matka, o której zapomniałam przez te osiem lat.

W końcu tydzień temu zwróciłam się do niej.

- Marto, już czas na mnie - zwiesiłam głowę - Czuję, że muszę ruszać w drogę...

- Serce jest dobrym przewodnikiem - kobieta ujęła moją twarz w dłonie - Słusznie postępujesz, drogie dziecko. Jeśli chcesz ocalić brata, każdy dzień się liczy.

Marta utuliła mnie na pożegnanie, ale zanim wyruszyłam dokonała czegoś niesamowitego.

- Kochana, jeśli mogę zapytać, jak zamierzasz dostać się do Ich siedziby?

Nad tym się jeszcze nie zastanawiałam. Nie miałam planu. Żadnego. Liczyło się tylko odzyskanie Rokko.

- Wiesz, że Tam nie ma żadnych kobiet - przerwała Marta - ...A więc jeśli chcesz się Tam dostać...musisz być mężczyzną.

- Ależ to niedorzeczne! - zaśmiałam się - Nie zmienią nagle płci

Marta wzięła głęboki wdech.

- Nie zmienisz się od wewnątrz, ale możesz zmienić się od zewnątrz. Pytanie tylko, czy będziesz potrafiła poświęcić te śliczne włosy - dotknęła moich złotych włosów, które sięgały do pasa.

- Dla niego zrobię wszystko - stanęłam na wysokości zadania. Może mi ściąć włosy, może ubrać mnie jak chłopaka, jednak nie może zmienić tego kim jestem - pomyślałam.

- Rób, co uważasz za słuszne - podałam jej nożyczki.


W ten oto sposób straciłam swoje naturalne piękno, a zyskałam puszystą grzywę na głowie. Moja czerwona kurtka zamieniła się w stary płaszcz zmarłego męża Marty, a kozaki w stare ubłocone kalosze.

- Dziękuję - moja przyjaciółka na pewno zauważyła moje łzy.

- Och, Zu - kobieta otarła me łzy - Pamiętaj, że liczy się to co masz w środku. Twój brat na pewno cię rozpozna. Uratuj go i wróćcie do mnie. Cali i zdrowi - Marta spakowała mi plecak na drogę i pożegnała z uśmiechem.

- Postaram się wrócić żywa - westchnęłam pod nosem. Teraz jedyna rzecz, o której powinnam myśleć, to jak stać się chłopcem, będąc 14-letnią dziewczyną...i jak nie dać się zdemaskować. Jednego byłam pewna. Nie miałam planu, który w takich chwilach wydawał się cholernie przydatny...