czwartek, 12 grudnia 2013

List Trzeci



Wuj doskonale rozumiał co czuję. Pozwolił mi odejść. Na pożegnanie rzucił tylko 'uważaj na siebie i tyle. Nic więcej. Kiedy uciekłam włóczyłam się wiele dni. Pewnego chłodnego wieczoru spotkałam w lesie Martę. Kobieta niczym zjawa wyłoniła się zza drzew. Przeraziłam się, gdy pierwszy raz ją ujrzałam. Była podstarzała, a jej oczy były zawsze przekrwione. Jednak kiedy zaproponowała mi gościnę w swoim małym domku, nie wahałam się. I taki był początek naszej przyjaźni. Co wieczór chodziłam zbierać drewno na opał, a ona przyrządzała przepyszne potrawy. Pozwoliła mi u siebie zostać. Momentami odnosiłam wrażenie, że jest jak moja matka, o której zapomniałam przez te osiem lat.

W końcu tydzień temu zwróciłam się do niej.

- Marto, już czas na mnie - zwiesiłam głowę - Czuję, że muszę ruszać w drogę...

- Serce jest dobrym przewodnikiem - kobieta ujęła moją twarz w dłonie - Słusznie postępujesz, drogie dziecko. Jeśli chcesz ocalić brata, każdy dzień się liczy.

Marta utuliła mnie na pożegnanie, ale zanim wyruszyłam dokonała czegoś niesamowitego.

- Kochana, jeśli mogę zapytać, jak zamierzasz dostać się do Ich siedziby?

Nad tym się jeszcze nie zastanawiałam. Nie miałam planu. Żadnego. Liczyło się tylko odzyskanie Rokko.

- Wiesz, że Tam nie ma żadnych kobiet - przerwała Marta - ...A więc jeśli chcesz się Tam dostać...musisz być mężczyzną.

- Ależ to niedorzeczne! - zaśmiałam się - Nie zmienią nagle płci

Marta wzięła głęboki wdech.

- Nie zmienisz się od wewnątrz, ale możesz zmienić się od zewnątrz. Pytanie tylko, czy będziesz potrafiła poświęcić te śliczne włosy - dotknęła moich złotych włosów, które sięgały do pasa.

- Dla niego zrobię wszystko - stanęłam na wysokości zadania. Może mi ściąć włosy, może ubrać mnie jak chłopaka, jednak nie może zmienić tego kim jestem - pomyślałam.

- Rób, co uważasz za słuszne - podałam jej nożyczki.


W ten oto sposób straciłam swoje naturalne piękno, a zyskałam puszystą grzywę na głowie. Moja czerwona kurtka zamieniła się w stary płaszcz zmarłego męża Marty, a kozaki w stare ubłocone kalosze.

- Dziękuję - moja przyjaciółka na pewno zauważyła moje łzy.

- Och, Zu - kobieta otarła me łzy - Pamiętaj, że liczy się to co masz w środku. Twój brat na pewno cię rozpozna. Uratuj go i wróćcie do mnie. Cali i zdrowi - Marta spakowała mi plecak na drogę i pożegnała z uśmiechem.

- Postaram się wrócić żywa - westchnęłam pod nosem. Teraz jedyna rzecz, o której powinnam myśleć, to jak stać się chłopcem, będąc 14-letnią dziewczyną...i jak nie dać się zdemaskować. Jednego byłam pewna. Nie miałam planu, który w takich chwilach wydawał się cholernie przydatny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz