sobota, 23 listopada 2013

List Drugi




Tego ranka przeszył mnie ból. Śniłam o dniu, w którym przyszli po Rokko. Pamiętam go, jakby to było wczoraj. A może było?

Leżeliśmy na łące wpatrzeni w niebo. Tutaj nikt nie mógł na dostrzec. Nawet Oni.

Już nic potem nie mogło dorównać pięknu tamtej chwili.

- Myślisz, że kiedyś to się skończy? - zapytał mój młodszy brat.

- Musimy mieć nadzieję. A nadzieja umiera ostatnia - westchnęłam. Rokko ujął moją dłoń.

- To było trudne dla nas...wiesz...kiedy mama...- szeptał a ja zauważyłam łzę spływającą po jego policzku. Był bardziej wrażliwy ode mnie. To chyba normalne - pomyślałam - Przecież ja znam ten świat dwa lata dłużej. Jest mały i bardzo cierpiał.

- Obiecaj, że nigdy nie przestaniesz być moją siostrą - poprosił nagle.

- Zawsze nią będę - pogładziłam jego czoło. Rokko przytulił mnie mocno. Już dawno nie czułam niczyjego ciepła. Ale wiedziałam, że w pewnym sensie zastąpiłam mu naszą mamę.

- Nawet gdybym dołączył do ich szeregów? - wycedził.

- Wtedy podążę za Tobą, żeby Cie uratować. - spuściłam głowę z nadzieją, że to nigdy się nie stanie. Brat osunął się i położył głowę na moich kolanach. Zaczęłam szeptać mu do ucha kołysankę Mamy.


Cisza grobowa

Myśli zamglone,

Coś porusza moją głowę…

 

Stoi  bezczynnie,

Kolorów szał,

Zza pleców śmieje się wiatr…

 

Moment ucieka,

Nie traci chwili,

Lecz chce byśmy go dogonili…

 

Po chwili ciszy,

Ciii… mój malutki,

Przyłóż znów głowę do poduszki.


Prawie nie usłyszałam krzyku wuja. Wiedziałam że to Oni. Zerwałam się i pociągnęłam za sobą Rokko.

- Przecież nic nam tu nie grozi, nie znajdą nas tu na łące - protestował mój brat. Nie odpowiedziałam mu tylko jeszcze bardziej przyspieszyłam. Gdy dobiegliśmy do domostwa, było juz za późno.

- Stary bezczelniku! - jakiś postawny mundurowy groził wujkowi nożem.

- Przysięgam, mam już swoje lata i na nic wam się nie przydam! - zarzekał się wuj. Widziałam przerażenie w jego oczach. Mimo to siedzieliśmy z Rokko schowani w stodole. A wszystko działa się przed nią na podwórzu. Byliśmy na widelcu. Gdyby żołnierze otworzyli drzwi, byłoby po nas.

- A może masz tu kogoś jeszcze? Co, staruchu? - zadrwił mundurowy i rozejrzał się - Przeszukać teren - wydał rozkaz. Wuj nawet nie drgnął. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Miałam racje, znaleźli nas. A raczej złapali Rokko gdy po cichu przechodziliśmy do innej kryjówki. Mnie nie dostrzegli. Skryłam się na piętrze i z góry obserwowałam jak pakują go do wstrętnego czarnego, wojskowego wozu. Chciałam drzeć się w niebo głosy, jednak wiedziałam, że nie mogę. Rokko cierpiałby jeszcze bardziej gdybym i ja dała się złapać. W tamtej chwili uświadomiłam sobie jedno. Jeśli go nie uratuję, już nigdy nie odzyskam brata. To było jak wbicie noża w plecy  i na tym właśnie nowemu władcy zależało.

Przez małe okienko spojrzałam na Rokko w oddalającym się wozie. Nasze oczy się spotkały. Był zapłakany, wiedział co go czeka. Będzie musiał stać się jednym z Nich. Sługą Fersa. Wiedział to. 

Moje palce kreśliły w powietrzu słowa: Znajdę Cię, przysięga siostry. A jego oczy mówiły: Nie zapomnę kim jestem, Zu, obiecuję. Tylko mnie uratuj...


Właśnie tego pamiętnego dnia obrałam cel w życiu. Nie mogłam pozwolić, aby człowiek bez serca był sprawcą zniknięcia Genui z mapy. To było moje przeznaczenie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz